piątek, 10 sierpnia 2012

2 tygodnie

Zostały mi do powrotu. Powroty są trudne, zostawia się coś na rzecz czegoś. Zawsze za czymś tęsknię, rozmyślam, analizuję . Doszłam ostatnio do wniosku , że powinnam to ograniczyć. Żyć do przodu, wraz  z pędem rzeki Pawlikowskiej . Znalazłam ostatnio na facebook'u jej rady na żółtych karteczkach ; takie złote myśli z jej rysunkami. Bardzo optymistyczne.

Wrócę pamięcią do czasów , kiedy nic (może jakieś podstawy) nie wiedziałam o kraju serów i win.
Nie wiedziałam nawet jak je sobie wyobrazić. Nie oglądałam zbyt wiele filmów, a wszystko kojarzyło mi się z egzotyką. Język - nie osiągalny do nauczenia, ich obyczaje- piją jakieś wino , jedzą sery , żaby i ślimaki , Paryż multikulturowy i to chyba na tyle.  Aż do czasów z przed roku .
Wcześniej byłam w Szwecji, Czechach, Irlandii, więc nie był to dla mnie największy szok widzieć inny kraj. Czego nie mogę powiedzieć o pierwszych podróżach .
Przyjechałam tu wiosną . U nas było zimno i ponuro, a tutaj trawy zieleniały, na drzewach były kwiaty i wszystko tętniło  życiem. Kilka dni później opalałam się ( przypominam, że był wczesny kwiecień).
Kuchnia zafascynowała mnie bez reszty. Pochłonęła smakami, kolorami, kształtami, aromatami. Rozmaryn i lawenda rosły w okolicy, wino nabrało niebiańskiego smaku i koloru ( nie znałam różowego), sery stały się zupełnie nowym posiłkiem. Posypane przyprawami, ziołami, śmierdzące, warzywa pieczone na patelni, bakłażan . Delikatna jagnięcina,królik, gołąb. Śliczne desery, których szkoda było zjeść bo takie ładne.
I język francuski. Urozmaicał jeszcze bardziej ten inny świat. Miałam wrażenie, że jest tak skomplikowany dlatego, że nauczyć mogą się go tylko wybrani z mojej części kontynentu. Nie rozumiałam nic.
Wkrótce po zachwycie tą krainą przyszło mi pracować tylko z jedną tubylką, która nie mówiła po angielsku.  Musiałam wprowadzić metodę ,,na migi,, , którą zawsze podziwiałam i ciężko mi było sobie wyobrazić. Ale udawało się... ku mojemu zdumieniu krok po kroku załapywałam pierwsze słowa. Zakochałam się , w tym kraju ale i nie tylko... Czułam się tu jak w niebie, czas błogo płynął w zaczarowanej Provence. Nigdy nie wierzyłam w filmy  fantastyczne, do bajek też miałam sceptyczne podejście. Pomińmy to.
 Bardzo podobają mi się ich niektóre zwyczaje. Jeden z nich to celebrowanie posiłków. Długo przyglądałam się rodzinom, które jadły w restauracjach po kilka godzin, co chwilę zmieniając nakrycia...coś niesamowitego ! I dzieci, które bardzo poważne i spokojne wspólnie z całą rodziną cieszyły się posiłkiem. u nas jest to  bardziej chaotyczne .
 Na powitanie nie wystarczy im samo dzień dobry, ale też jak się masz,tak jakby chcieli zbratać się z dużą ilością ludzi, tak wiem- czasem jest to sztuczne i udawane.
Przepraszam, że piszę chaotycznie, kiedy chodziłam do szkoły umiałam układać ładniejsze opowiadania. Teraz gdy musiałam nauczyć się myśleć po angielsku i francusku przychodzi mi to trochę gorzej.

Kolejna słówka artykułu o formie :

1. consiste - polega ( ang )

2. onduler - machać ( ondulacja włosów)

3. tandls - podczas ( jak pendant ? )

4. propulsent - napędzać ( jak puls-ować)

5. vers l' avant  - do przodu













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz